Do brudasa idiotyczny wierszotwór miłosny rymowany


Tak bardzo się chciałam postarać wyrazić
mą prośbę maleńką i brak cierpliwości,
lecz pochylona nad kartką za czystą,
kiedy w pościeli ty leżysz brudny
i tylko prosisz, bym się przytuliła.

Tak chciałam napisać wierszotwór miłosny
z mottem podprogowym.

I już widziałam ten obraz w wyobraźni,
gdy wcześnie cię budzę śniadaniem do łóżka,
bez chleba, a w zamian płatki i kakao
(bo twoje jelita lubią mleko rano),
i ten twór miłosny zamiast serwetki...

Tak chciałam, byś strawił wierszotwór miłosny,
by trafił do głowy.

A ten list-czy-wierszopodobne stworzonko
miało rymować się wprawdzie po całości,
lecz brak chuci większej mi to udaremnia
i przesadzone feromony w kocu.
Wierszotwór, tak liczę, może tu pomoże. 

Tak chciałam ci rano wierszotwór miłosny,
co oczy otworzy. 

Ta prosta piosenka Lisowskiej czy Farny
z radio nawet rymy częstochowskie sadzi:
kocham cię, kocham, 
i po nocach szlocham!
Choć twa ignorancja na mydło mnie razi.

Jak one ja chciałam wierszotwór miłosny
z prostymi rymami. 

A im bardziej chciałam i kombinowałam,
tym nawet wersy zgadzać się przestały;
sylaby liczyłam – ups! – wypadłam z wprawy,
z rytmu.
Wierszotwór o rytmice marzy.


Coś w tym być musi, że ja nie potrafię
pisać do ciebie, gdy tak capisz, capie.
Bo coś w tym być musi – dziś się poddaję:
targam ten papier i śpię na kanapie.

I mimo że wzdycham, stękam, grożę, proszę:
„kochanie, weź, idź się umyj choć czasem!”,
coś w tym być musi, że masz mnie w nosie.
Miłości nie będę uprawiać z brudasem.