04.03.2016

Widziałam w śnie statek, który odpłynął.
Słyszałam: 
Opiekuj się nią, przyjacielu.
To było.
To wszystko już było.

Widziałam – podałeś mi dłoń, gdy upadłam.
Słyszałam: 
Nie mogę podać ci nic więcej.
Do czasu,
Gdy żal skrył się w żaglach.

Widziałam, jak smutne miałeś wtedy oczy.
Słyszałam:
Musimy nasz mały świat przeprosić.
Musimy, bo sami zostaniemy w ciszy.
Dziś to nie przeszkadza,
Dziś to już nie niszczy.

Widziałam, odeszli w dal dawni kompani.
Słyszałam
i nigdy im nie wyjaśniłam,
Bo każdy musi trwać w swojej przystani;
Bo gdzie się kończy stare, tam nowe zaczyna;
Bo teraz to śmiech przez łzy i podryg ramion...
Nic by się nie zmieniło.

***

Nie było to nic wielkiego,
nic złego.
Nie dotykaliśmy siebie,
ja nie grzeszyłam milczeniem,
ty nie obiecywałeś.

To wtedy, gdy wyszłam sama
samiutka,
z Wojasa, Vuitton czy Wittchen.
Tak wielka i wciąż taka mała
w paznokciach krwistych.

Słońce świeciło odważnie,
tak raźniej,
a trawa gilgała w stopy,
bywaliśmy razem do zmroku,
dziwiąc się, jak to rozkoszne.

Nie było to nic wielkiego,
nic złego,
i tylko rozsądku w tym nie ma,
bo nie da się zostać do rana,
a wrócić do domu też...

***

Trudne
to odmiany
w osobach, rodzajach, trybach.

Trudna
to ta scena,
gdy dramat zmienia się w obyczaj

Trudno –
to rozwikłać
czy warto iść w to, bo to klisza

Trudny
to przypadek;
mianownik -> narzędnik...;
i cisza.

***

Chciałabym na zawsze zachować w pamięci to,
co dla mnie ważne.
Daty i miejsca, które się kojarzą,
twarze, ich wyrazy,
dłonie i ich gesty,
dźwięk kroków,
głosy,
głoski i litery,
popalone listy, i zdjęcia, i teksty.

I chcę, by ludzie, których to dotknęło,
mogli pójść dalej:
ci, którym „dziwka” ciśnie się na usta,
ci od morałów,
ci, co są ciekawi
i ten dramaturg
scen marynistycznych…
Niech już sobie pójdą i nie wracają.

I chcę, byś nigdy ty mnie nie żałował,
i swej decyzji.
O tym spacerze z czwartego marca,
kiedy spojrzałeś
na mnie tak inaczej;
o tym, by trwał,
do dziś
i na przód.
I głębiej w las, i jeszcze dalej.